TRAMP

Koło regionalno-turystyczne Publicznego Gimnazjum w Łagowie

ZWYCZAJE LUDOWE NA KIELECZCZYŹNIE

 

ZWYCZAJE WESELNE

We wsiach regionu świętokrzyskiego, szereg obyczajów związanych z weselem rozpoczynał obrzęd zwany "zwiadami", polegający na zapoznawaniu się ze stanem zamożności i pracowitością danej narzeczonej. Zajmowali się tym swatowie i swatki- zwykle osoby starsze, obeznane w kojarzeniu par, "działający" na życzenie rodziców narzeczonego. Niezwykłe było to, iż najmniejszą wagę przywiązywano do urody danej panny, twierdząc, że sama uroda nie zbuduje szczęśliwego i dostatniego życia małżonków. Gdy wstępne rozeznanie wykazywały, że panna spełnia najważniejsze wymogi, swatowie oficjalnie odwiedzali rodziców dziewczyny w celu podjęcia dalszych działań. Swatowie wówczas stawiali wódkę, podawali dane kawalera chcącego się ożenić, a gdy dostrzegali przychylność rodziców panny, proponowali ich ożenek. Następną wizytę składał już osobiście kawaler w towarzystwie swata. Wówczas również przy wódce, ustalano, co w posagu wniesie do małżeństwa panna-dawnej cenna była ziemia, trzoda i pieniądze. Jeśli wódka została wypita przez gospodarzy to znaczyło to, że wszystko jest na najlepszej drodze do zrealizowania planów zaślubin. Alkohol był również podawany pannie, a jeśli ta chętnie go piła to uważano, że kawaler podoba się jej. Dawniej o ożenku decydowali głównie rodzice, których dzieci musiały godzić się z ich wolą. Dopiero później przez jakiś czas młodzi chodzili ze sobą. Ich spotkania mogły się odbywać nie częściej niż razy w tygodniu, w określone dni. Podczas nich kawaler sprawdzał, jakie umiejętności gospodarcze posiada jego przyszła żona, tzn. czy potrafi upiec chleb i gotować, czy umie prząść len i wełnę oraz utkać na krosnach materiał. Następnie odbywały się w domu panny zaręczyny, zwane też "zrękowinami", w których uczestniczyli przyszli małżonkowie, ich rodzice i najbliższa rodzina. Zaręczyny odbywały się najczęściej w czwartek lub sobotę, bo zawarte w tych dniach gwarantowały szczęście przyszłym małżonkom. Nigdy nie wyprawiano ich w piątek, gdyż ten dzień uznawano za pechowy. Podczas tej uroczystości zaproszeni goście, oprócz konsumowania potraw i picia alkoholu, śpiewali różne przyśpiewki. Bardzo często to kawaler przyprowadzał do domu swojej wybranki muzykantów, wygrywających skoczne melodie, przy których tańczono oberki, polki, krakowiaki. Zwykle tydzień po zaręczynach młodzi udawali się do księdza i dawali na zapowiedzi. Gdy trzykrotnie z ambony odczytał krótkie informacje o parze, czyniono przygotowania do ślubu szykując potrawy, stroje ślubne, zapraszając gości i grajków.

We wsiach regionu świętokrzyskiego na wesela, oprócz rodziny zapraszano znaczną część mieszkańców wsi a niekiedy całą wieś. Panna młoda zapraszała swoich gości wraz z druhna, a pan młody z drużbą, wypowiadając przy tym odpowiednia formułkę, jak na przykład: "Kazali was tata i mama prosić. Żebyście przyszli na wesele, tylko na pewno przyjdźcie i nie odmawiajcie się". We wsiach w okolicach Mniowa, zapraszające otrzymywały wówczas od zaproszonych talerze( zwykle po jednym), które później były własnością panny młodej (używano ich często na przyjęciu weselnym).

W niektórych wsiach istniał także zwyczaj, że panna młoda i druhna zapraszających gości łapały za kolana i ile razy złapały, tyle razy musieli się wykupić. Najczęściej dostawały drobne sumy pieniężne lub produkty żywnościowe. Na dzień przed ślubem druhny przygotowywały rózgę, najczęściej złożoną z gałęzi przystrojonych wstążkami, owocami i słodyczami. Z kolei starszy drużba musiał ją wykupić i przekazać panu młodemu, aby miał władzę nad młodą żoną. Zwyczaj ten zaginął pod koniec XIX wieku. Jeszcze w XIX wieku śluby zawierano w dni powszednie, np. wtorek lub czwartek, a później w niedzielę. Od kilkudziesięciu lat śluby i wesela odbywają się w soboty. Dawniej wiele wesel odbywało się przed Bożym Narodzeniem i na Wielkanoc i trwały one nawet kilka dni (2-3 dni), jeśli odbywały się w porze zimowej, ( bo nie było wtedy prac polowych i ludzie mieli dużo wolnego czasu).Chętnie też wyprawiano wesela w miesiącach letnich. Unikano ślubów w maju i w listopadzie, " bo te miesiące są niezbyt szczęśliwe do żeniaczki". Powiadano: "W maju ślub, szykuj grób". Jednakże to powiedzenie nie zawsze związane było z przesądami, ale z wiekiem młodej pary, gdyż w maju najczęściej na ślubnym kobiercu stawali niezbyt młodzi już wdowcy i wdowy. Obecnie panuje przekonanie, że szczęśliwe są małżeństwa zawarte w miesiącach, w nazwie, których występuje litera "r". W dniu ślubu przygotowania w domu panny młodej czyniono już od wczesnego rana. Na stole umieszczano potrawy, które zwykle przyrządzała wynajęta kucharka. Matka panny młodej zazwyczaj tylko doglądała, czy wszystko odbywa się sprawnie i dobrze. Goście schodzili się dość wcześnie. Wszyscy oczekiwali przyjazdu pana młodego, który przyjeżdżał ze swoimi gośćmi furmankami, przy dźwiękach muzyki. Konie zaprzężone do furmanek były przystrojone gałązkami, wstążeczkami i kwiatkami, które przymocowane do chomąta. Przed domem panny ustawiano "bramę" z żerdzi, przyozdobioną zielonymi gałęziami, wstążkami i kwiatami. Gości pana młodego zapraszano do domu weselnego wówczas, gdy pan młody "wkupił się wódką". Podobną " bramę" urządzali kawalerowie na trasie przejazdu orszaku weselnego do ślubu i żądali okupu- po otrzymaniu gorzałkę, przepuszczali furmanki.

Po przyjeździe pana młodego i jego gości do domu weselnego, wszyscy biesiadnicy z muzykantami szli po pannę młodą, którą ubierano zwykle w domu sąsiadów w strój ślubny i przy dźwiękach marsza prowadzili do domu weselnego, gdzie rodzice młodych udzielali im błogosławieństwa. W tym momencie kapela grała pieśń "Serdeczna Matko". Następnie udawano się do kościoła. W niektórych wsiach w gminie Mniów, druhny i drużbowie sypali dzieciom znajdującym się na trasie przejazdu cukierki. Podczas ślubu uważano, aby nie upuścić na posadzkę obrączek lub żeby od świecy nie zapalił się welon panny młodej, bo wróżyło to nieudane małżeństwo. Wierzono również, że małżeństwo zawarte w słoneczną pogodę będzie szczęśliwe, natomiast w deszczową znaczone łzami.

Po obrzędzie ślubnym wracano do domu. Przed domem rodzice, witali chlebem i solą młodych. Przygotowywano też dwa kieliszki: w jednym była wódka, w drugim woda, kto z młodych trafił na alkohol, miał zapewnioną władzę w małżeństwie. Kieliszki należało rzucić za siebie, ich rozbicie wróżyło szczęście. Następnie pan młody przenosił pannę młodą przez próg domu. Potem wszyscy goście siadali do zastawionych stołów. Dawniej potrawy weselne składały się np. z kapusty z ziemniakami i grochem z kawałkami mięsa i słoniny, kaszy z mlekiem, kaszy jaglanej kraszonej skwarkami ze słoniny, jajecznicy, wędlin, mięsa, kawy z plackiem, popijanych alkoholem. Ojciec pani młodej częstował zebranych wódką, obchodząc wszystkie stoły i nalewając gościom. Po pewnym czasie starościna zbierała na "czepek" dla pani młodej. Każdy z obecnych składał na talerz odpowiedni datek pieniężny, a największy ofiarowywali rodzice chrzestni pary młodej. Jeśli pieniędzy było mało starościna śpiewała:

"Jeszcze mało, jeszcze mało,
Jeszcze by się więcej zdało".
 Niektóre przyśpiewki odnosiły się też do druhen, drużbów, rodziców pary młodej, starościny. Dla starszego druhny śpiewano m.in. następującą przyśpiewkę:
"A mój starsy druzba
nie mas u mnie łaski,
A bości nam nie przyniósł
gorzałecki flaski.
A gdzieześ ty starsy druzba,
koślawce, koślawce?
Przynieś-ze nam gorzałecki
we flasce, we flasce".

Popularna była także we wsiach świętokrzyskich następującą przyśpiewka:
" Juzem się ozenił
do mojej dziewcyny,
Nie będę już pijał
z wami gorzaliny.
Juzem się ozenił
już ni zonę dali,
Nie będę już pijał
gorzaliny z wami."

Przy stole weselnym należało "ukraść" młodej lub młodemu po jednym bucie. Mogli je oni odzyskać za wódkę, postawioną przez nich, byle nie z weselnego stołu. Tańczono zwykle w drugim domu, najczęściej u sąsiadów. Grająca kapela przeważnie była złożona ze skrzypka, akordeonisty i bębnisty ( np. we wsiach w okolicach Miedzianej Góry). Urządzano wtedy różne figle i zabawy, na przykład przebierano się za młodą parę i bawiono się razem z gośćmi.

W Kosowicach (gm. Bodzechów) i okolicznych wsiach, od niepamiętnych czasów utrzymywał się wśród kawalerów zwyczaj przychodzenia wieczorem na wesele na kilka tańców, czasem bawiono się wspólnie dłużej, zazwyczaj jednak po paru tańcach "wieczorówka", jak powszechnie nazywano owych nieproszonych, wieczornych gości, opuszczała wesele.

We wsiach regionu świętokrzyskiego charakterystycznym obrzędem weselnym były "oczepiny", symboliczne przejście ze stanu panieńskiego w małżeński. Sadzano wówczas młodą na odwróconej dzieży i starsze zdejmowały jej ślubny wieniec i zakładały czepiec matki. Obcinano jej wtedy warkocze lub rozplecione włosy. W niektórych wsiach, jak np. w Kosowicach i Mirkowicach ( gm. Bodzechów), Boksycach ( gm. Waśniów), w okresie międzywojennym w czasie tego obrzędu, na ustawionych na stole talerzach, goście składali pieniądze dla młodej pary. W wielu wsiach popularne były poprawiny, które urządzano i nadal urządza na drugi dzień. Spraszano na nie najbliższych, przynoszono pokarmy i alkohol, a często wynajmowano grajków. Po uroczystościach weselnych następowało uroczyste odprowadzenie młodej żony do domu. Żegnała się z rodziną i zabierała "wiano" gromadzone przez matkę w skrzyni, w jego skład wchodziły zapaski, chustki, obrazy o tematyce religijnej, pieniądze. Otrzymywała też poduszki, pierzynę i dość często krowę, a całe to "wiano" trzeba było przewieść furmanką w nowe miejsce. Z dawnego wesela wiejskiego przetrwały do dziś tylko niektóre elementy i to przeważnie w uproszczonej i zmodyfikowanej formie ( m.in. forma zapraszania gości na wesele, sporządzanie dekoracyjnej "bramy", udzielenie błogosławieństwa, powianie młodej pary itp.). Współcześnie wesele na wsi świętokrzyskiej upodobniło się do miejskiego. Przyjęcia odbywają się w wynajętych pomieszczeniach (np. remizie strażackiej), a nie jak dawniej w domu pani młodej. Kapele ludowe zastąpiły zespoły muzyczne, które bardzo rzadko wykonują utwory ludowe. Obecnie gości nie zapraszają już młodzi z druhnami i drużbami, ale sami państwo młodzi. Dawne zbieranie przez starościnę pieniędzy "na czepek" podczas przyjęcia weselnego zastąpiono wręczaniem przez gości pieniędzy z życzeniami w Kopercie i prezentów. Od wielu lat nie praktykuje się takich elementów jak: ubieranie się do ślubu w strój ludowy, orszak weselny nie udaje się na wesele furmankami tylko samochodami, nie używa się rózgi weselnej.
 
 
ANDRZEJKI

Wigilia św. Andrzeja, przypadająca 29 listopada, była tradycyjnym wieczorem wróżb matrymonialnych. Zbierały się wtedy grupami dziewczęta w którejś z chałup, aby dzięki tym wróżbom poznać swoją przyszłość.

Dawniej wróżby odbywały się bez udziału chłopców. Następnie zaczęły już zapraszać na tę imprezę kawalerów i niekiedy, choć niezbyt chętnie przyłączali się oni do wróżenia. Bardziej interesowała ich pogawędka z dziewczynami, niż samo wróżenie.

Jedna z hipotez genezy obrzędu andrzejkowego ,mówi, iż wróżby te były czynione z okazji początku roku kościelnego- jest ona potwierdzana przez wielu pisarzy m. in. H. Skupa. Z. Gloger tak o tym pisał: "Z pierwszą niedzielą Adwentu zaczyna się nowy rok kościelny, że zaś polskim obyczajem w ostatnim dniu roku kościelnego czyniono zawsze wróżby na rok nowy, stąd owe wróżby zamążpójścia w przeddzień św. Andrzeja."

Na Kielecczyźnie, podobnie jak na innych terenach Polski, powszechnym zwyczajem było lanie roztopionego wosku na wodę i odczytywanie swojej przyszłości na podstawie uformowanych woskowych figur. Sporadycznie zamiast wosku używano roztopionej cyny. Wosk czy cynę należało lać na zimną wodę. Najczęściej wosk był lany przez dziurkę od klucza, a w Mąchocicach przez krzyżyk, wykonany z gałązek brzeziny czy lipy, umieszczony na wierzchu naczynia z wodą.. Wierzono, że dziewczyna, która odleje kółko( a miało ono oznaczać obrączkę) lub kształt zbliżony do postaci mężczyzny, w niedługim czasie wyjdzie za mąż, pierścionek- zaręczyny, książkę- naukę, różaniec- pójście do klasztoru lub staropanieństwo. Popularne było wróżenie za pomocą butów. Dziewczęta ustawiały rzędem swoje buty od pieca w kierunku drzwi do sieni i której but pierwszy znalazł się za drzwiami, ta miała wyjść za mąż.

Panny wkładały także przed snem pod poduszkę kilka kartek z wypisanymi imionami kawalerów i rano, po zbudzeniu się, szybko wyciągały stamtąd jedną kartkę. Przyszłym mężem dziewczyny miał zostać ten chłopak, którego imię figurowało na wyciągniętej kartce. Czasem kartki z imionami chłopaków zawijano w kluski i wrzucano do garnka na wrzącą wodę, obserwując uważnie, która kluska pierwsza wypłynie po odstawieniu garnka. Dziewczyna, do której należała ta kluska, miała wyjść pierwsza za mąż za chłopaka o imieniu umieszczonym na kartce.

W Mąchocicach i okolicznych wsiach wróżono sobie także z ilości przyniesionych drewien z szopy do izby, przeznaczonych na spalenie. Drewna te należało nabierać na rękę z zamkniętymi oczami. Gdy było ich do pary - dziewczynę czekało rychłe zamążpójście, gdy nie do pary- nadal miała pozostać w panieństwie. W niektórych wsiach koło Opatowa, matka dziewczyny, która chciała poznać swą przyszłość, wkładała pod garnki: pod jeden chustkę, pod drugi cebulę i pod trzeci wstążkę. Panny podczas wyboru poszczególnego przedmiotu spod garnka, miały zasłonięte oczy. Ta, która dotknęła garnka z chustą, pierwsza miała wyjść za mąż. Cebula wróżyła rychłe zaręczyny, a wstążka- długie panieństwo. Czasem wkładano pod garnek różaniec i obrączkę. Wyciągnięty różaniec oznaczał staropanieństwo, a obrączka- wesele. Obecnie tylko niektóre dziewczęta kontynuują dawne zwyczaje "andrzejkowe", wróżąc sobie przy pomocy lania wosku, ustawania butów i kartek z imionami chłopaków. Inne sposoby wróżenia nie są już praktykowane.